"(...) Miłość jest kombinacja podziwu, szacunku i namiętności. Jeśli żywe jest choć jedno z tych uczuć, to nie ma o co robić szumu. Jeśli dwa, to może nie jest to mistrzostwo świata, ale blisko. A jeśli wszystkie trzy, to śmierć jest już niepotrzebna: trafiłaś do nieba za życia" W. Whorton 'Niezawinione śmierci'.
Która z nas nie marzyła właśnie o tych trzech warunkach. Prawdą jest, że na początku, właśnie z takich elementów składa się nasz związek. Piękne chwile uniesienia, rozmowy godzinami, chęć spędzania razem każdej chwili. Jednak nie żyjemy w świecie idealnym, więc takie idealne uczucie nie może trwać wiecznie. Jeśli mamy szczęście - po opadnięciu początkowych uczuć związanych z fascynacją tą drugą osobą, nasz związek wciąż nas cieszy, mimo że nie rzucamy się na siebie co godzinę. Wystarczy nam bliskość drugiej osoby, jej dotyk czy po prostu świadomość, że nie jest się samym. Przyjemny stan zawieszenie, który może prysnąć. Dlatego mnóstwo książek i serwisów prześciga się w poradach, jak uniknąć rozpadu związku, jak go za wszelką cenę podtrzymać, nie dać odejść tej drugiej osobie. Lecz czy tak być powinno?
Porównanie związku do ogrodu, który należy ciągle pielęgnować wydaje się być trafne. Chociaż w przypadku relacji międzyludzkiej jestem raczej za pielęgnowaniem regularnym, ale nie za wiele, bo i nadmiar może przynieść negatywne skutki. Jednak jeśli już mamy wymyślać rozmaite sposoby na to, aby nasz ukochany się nie znudził i nie szukał uzupełnienia gdzie indziej, nie róbmy tego na siłę. Jeżeli naprawdę musimy się napracować, żeby nasz man nie uciekł, może warto się zastanowić, czy w ogóle warto taki związek podtrzymywać?
Niespodzianka dla niego w postaci seksownej bielizny na Tobie, pyszna kolacja z jeszcze pyszniejszym deserem czy inne pomysły, które przede wszystkim także Tobie sprawią przyjemność są jak najbardziej polecane. Oczywiście i on musi się wykazać, choć nie oszukujmy się - na pewno rzadziej wpadnie na tak genialny pomysł, jeśli jest „typowym mężczyzną". Jednak jeśli musimy się niesamowicie wysilać, żeby zwrócić na siebie jego uwagę, to chyba czas zastanowić się, czy chcemy kochać za dwoje i same pielęgnować ogród.
Dla większości takie wyjście jest ostatecznością, nie potrafimy przecież od tak zakończyć dłużej czy krócej trwającego związku. Jednak trwanie w nim, gdy ciągle tylko się staramy i nie wychodzi, ale nie wyobrażamy sobie jak dotyka nas ktoś inny, może mieć negatywne skutki. Często nawet bardziej niż zrezygnowanie ze związku, w którym jesteśmy jedynie dlatego, że boimy się samotności/on jest „tym jedynym"(mimo że nie okazuje uczuć wyższych)/przecież tyle z nim jestem - to może mieć bardziej niszczące skutki, szczególnie dla kobiety.
Czas pomyśleć o sobie. Może to trochę egoistyczne podejście, ale kobieta powinna być dla siebie najważniejsza. Jeżeli nie pokochasz siebie, nie postawisz się na pierwszym miejscu to prędzej czy później będziesz miała pretensje do niego, że zmarnowałaś na niego młodość, byłaś na każde polecenie, a on nic. To gorzkie argumenty, dlatego warto dbać o siebie w największym stopniu. Co oczywiście nie umniejsza uczuć dla lubego, ba! Rzekłabym nawet, że takie podejście może być uzdrawiające. Widząc, jak sama siebie lubisz i dobrze czujesz się we własnym ciele, może nabrać obaw, że nie będzie Ci potrzebny, a tego pewnie by nie chciał.
Na koniec przemyślenia na temat rozstania... Jeżeli po paru próbach ratowanie związku spełzło na niczym, po co dalej się w to bawić? Osobiście jestem zdania, że po zdradzie nie ma nawet co próbować reanimować związek, bo nie ma już zaufania, ciągle wydaje się, że ta on/ona pewnie kłamie, nie zostaje po godzinach/umawia się z przyjacielem, ale zwyczajnie doprawia rogi. Po co zamęczać się takimi myślami? Są one gorsze, bardziej toksyczne i wyniszczające psychiczne, niż samo rozstanie. A poza tym skoro zdradził raz, dlaczego miałby nie zrobić tego znów. Choćby nie wiem jak bolało, nie jestem za powrotem po zdradzie.
Jednak jak najbardziej dopuszczam próby naprawy, gdy coś po prostu nie styka, następuje ostra wymiana zdań i decyzja o rozstaniu. W takiej sytuacji można się rozstać (fizycznie - iść się przejść, spać u koleżanki [w przypadku kobiety], itp.), a po opadnięciu emocji powziąć decyzje, co z nami będzie. Wiadomo, takie rozwiązanie jest logiczne. Ale jeżeli nam nie wychodzi, nie czujemy już tego dopasowania to najlepiej podać sobie ręce, podziękować za te lepsze i gorsze chwile razem i zacząć układać sobie życie inaczej. Kto wie, jeżeli jesteście sobie pisani, spotkacie się w pół drogi, kiedy obydwoje dojdziecie do momentu, gdzie można już kroczyć razem do końca życia. A jeżeli nie, to też żadna strata. Na swojej drodze spotkacie kogoś innego, może o wiele odpowiedniejszego dla was, a nie udałoby się to, gdybyście trwali w wypalonym związku.